Oto my! Wreszcie jesteśmy... po dwóch miesiącach spędzonych w tymczasowym M1 w brzuchu naszej mamy przyszedł czas na stawienie czoła temu wielkiemu światu, o którym tyle słyszeliśmy. Zanim to nastąpiło, nasza ludzka "babcia" (czyli Pańcia naszej mamy) dużo do nas mówiła, głaskała mamę po brzuchu. Było fajnie, to nas bardzo zachęciło do ruszenia w wielką wędrówkę...
Sama ta wędrówka, w postaci porodu, nie zachwyciła nas. Jeszcze dobrze nie złapaliśmy pierwszego oddechu na świecie, a już musieliśmy się zbuntować! Darliśmy się wniebogłosy podczas rozcierania, nie podobał nam się ten bezpardonowy sposób powitania nas na świecie. Przecież mieli nas witać radośnie i z czułością, a tu potrząsanie i rozcieranie? Wydarliśmy się jednak i po chwili przestali - super! Wreszcie mogła zająć się nami mama, a ona była już delikatniejsza - lizała nas i popychała delikatnie nosem, abyśmy obrali jedyny słuszny kierunek... do "baru mlecznego" :) Tak też zrobiliśmy i z całą odpowiedzialnością możemy potwierdzić - to była najlepsza decyzja podczas naszego 1 dniowego jak dotąd życia :) Nie ma nic bowiem lepszego od spędzania dnia (i nocy) przy maminym boczku podjadając sobie tak często jak się tylko da. Globalnie więc rzecz ujmując, a mianowicie pomijając to brutalne powitanie, podoba nam się na tym nowym świecie - zostajemy tu!
Nasze życie upływa dość leniwie - czas spędzamy głównie na jedzeniu i spaniu. Niekiedy jednak Pańcia zabiera nas na chwilę od mamy. Albo nas trzyma wtedy w dziwnych pozycjach - głową w dół, głową w górę, kładzie na grzbiecie bądź układa na chłodnej powierzchni. Trochę się przeciw temu buntujemy, ale podobno to dla naszego dobra. Skoro tak, to jakoś to przeżyjemy ;)
To jednak wcale nie wszystko! Po tych figurach akrobatycznych jesteśmy ważeni. Wybitnie tego nie lubimy, kręcimy się w kółeczko, a Pańci trudno jest odczytać naszą wagę... nie ma lekko ;)
Ale żeby nie było, że nasze życie to ciągłe trudy i znoje, napomknąć musimy też o miłych chwilach. Są one związane przede wszystkim z jedzeniem i przebywaniem przy mamie, ale przecież to właśnie tak spędzamy większość dnia... jest nam wtedy cieplutko, bezpiecznie i przytulnie :)
Pańcia mówi, że dziś jest wyjątkowy dzień. Jaki tam wyjątkowy?! Dzień jak co dzień - maminy cycek, ważenie, wędrówki po legowisku, przepychanki z rodzeństwem i inne szczenięce zajęcia... Ale jednak okazało się, że rzeczywiście dzień ten nieco wyróżnia się od poprzednich... od dziś bowiem nasz wiek można już liczyć nie w dniach, a w tygodniach - skończyliśmy 1 tydzień! Zacny to wiek, jakkolwiek nasze życie wciąż płynie w tym samym tempie.
Nasza mama miała wczoraj urodziny. Pańcia dała jej całusa, składała życzenia i było bardzo miło. Myśleliśmy, że jak my dziś kończymy tydzień, to też dostaniemy ekstra całusy i pieszczochy. A tu przeżyliśmy szok! Ułożyli nas na kocyku (wzorek ujdzie) i zaczęli układać w różnych pozach i konfiguracjach i nagle cyk, cyk, cyk - zdjęcie za zdjęciem.
Tu leżeliśmy bardzo grzecznie i z pokorą znosiliśmy te niedogodności...
...ale cierpliwość ma przecież swoje granice
A może udałoby mi się ukradkiem czmychnąć z tego kocyka?
Fuj! Nie możemy się pokręcić ani przemieścić. Za każdym razem jak to zrobimy to natychmiast nas poprawiają i układają równiutko jak sardynki w puszce:( Jak tu żyć?
Pomyśleliśmy, żeby wziąć ludziska na litość i zaczeliśmy ziewać... ostatecznie nudne to pozowanie koszmarnie!
Ale koniec końców uznaliśmy, że ich przechytrzymy - położymy się na chwilę grzecznie i się odczepią...
...i udało się. Maestro co prawda lekko niepokorny i się chciał ewakuować, ale ludziska się odczepili i położyli nas przy mamie.
Uff! Jak to dobrze, że niecodziennie jest jakaś "okazja" ;)
Karolina Czempas
Domowa hodowla jamników długowłosych standardowych
Tel. 796-055-618
mail: hodowla.vitared@gmail.com