29 września 2015

Pod koniec naszej opowieści o naszym szóstym tygodniu życia opowiadaliśmy Wam o szczepieniu, które mieliśmy. Mama nam mówi, że w tym tygodniu też czeka nas kilka "atrakcji" formalnych. Jutro mamy być zachipowani (trochę się tego boimy). Pańcia mówi, że nie taki diabeł straszny, a mama dodaje że chipowanie jest o niebo przyjemniejsze od tatuowania i żebyśmy się nie martwili. Czas pokaże czy nie ściemnia ;) 

 

Przedwczoraj z kolei dostaliśmy interesujący przezent od Pańci. Dała nam mianowicie taki śmieszny mały tunelik. Tłumaczyła nam, że to tak jakby tunel mini-agility i polega to na tym, że mamy wejść do środka i wyjść z drugiej strony. Powąchaliśmy, popatrzyliśmy i gremialnie uznaliśmy, że Pańcia coś musiała pomylić. To zupełnie nie do tego służy! Ni mniej ni więcej trzeba było na to ustrojstwo wejść i je pogryźć... babcia Tolcia nam pokazała jak to zrobić :) Babci trzeba słuchać, a my, grzeczne dzieci, tak właśnie zrobiliśmy... ;)

Patrz wnusiu jak to trzeba "rozgryźć" :)

 

Szybko przekazałem tę wiedzę rodzeństwu

 

O to Ci Pańcia chodziło?

 

 

Tymczasem jednak mieliśmy dziś kolejnych gości - przyjechała do nas dziś rodzina, z którą będzie mieszkała jedna z nas. To już kolejna, po wczorajszej, wizyta naszych przyszłych opiekunów. Zawsze nas te wizyty cieszą. Dostajemy masę całusków, jesteśmy prawie cały czas na rączkach, słyszymy mnóstwo ochów i achów, a co najlepsze dostajemy prezenty :) Super są goście! Gdy już pojechali do domu Pańcia powiedziała, że ma dla nas niespodziankę. Wyjęła z szafki magiczną dużą torbę i wyjęła z niej podłużne dziwnie pachnące "coś". To coś pokroiła na pół i dała nam wszystkim po kawałku, włącznie z mamą i babcią. Bardzo się tym zdziwiliśmy. Nie mieliśmy pojęcia co to i co z tym zrobić. Wziąć do pyszczka, pogryźć, uciec od tego? Popatrzyliśmy na starsze, a one to wcinały ze smakiem i donośnym chrupaniem. Wyjaśniły nam, że to uszy królicze, które się je. Ostrożnie spróbowaliśmy (jako pierwsi odważyli się Metis, Mia i Maestro) i okazało się całkiem fajne.

 

 

 

Nie szło nam to jedzenie zbyt sprawnie i przede wszystkim doskonale się tymi uszami bawiliśmy - ganialiśmy się, zabieraliśmy sobie nawzajem i memłaliśmy te uszy. Było super! Polecamy wam uszy królicze, a sami nie możemy się już doczekać kiedy dostaniemy je znowu :)

 

 

Siostra, podziel się...

   

Coś Wam powiemy - nie dajcie sobie wcisnąć kitu, że chipowanie nie boli. Pańcia nam tak mówiła, a my jej uwierzyliśmy. Guzik to prawda! Bolało, a my się darliśmy. Całe szczęście, że trwa to bardzo krótko, a Pańcia nas potem przytulała i całowała na pocieszenie. No a już zupełnie najważniejsze w tym wszystkim, że przeżywa się to tylko raz w życiu i na tym koniec. Mamy to z głowy!

Jakby mało nam było smutnych i traumatycznych wydarzeń w jednym tygodniu, to jeszcze na dodatek zniknęła nam z oczu mamina mleczarnia! Dotąd jak mieliśmy ochotę i udało nam się dorwać mamę, to podpinaliśmy się do niej i ciumkaliśmy jeszcze mlesio z cycochów. A teraz one zniknęły! Mama chodzi w takim śmiesznym kubraczku i chyba pod nim ma mleczarnię... szukamy jej tam gdzie zawsze, ale tylko ją czujemy. Ani nie widać żadnego cycocha, ani nie da się go złapać w ząbki. Bardzo to smutne doświadczenie, ale Pańcia nam tłumaczy, że jesteśmy już duzi i musimy się z mleczkiem pożegnać :( No, jak mus to mus, choć gdybyśmy mieli coś do powiedzenia, to aż do wyprowadzenia się do naszych nowych domków byśmy korzystali sobie z maminego cycocha. Żadne inne jedzonko nie jest przecież tak pyszne jak mamine mlesio... :)

 

 

 

 

 

 

 

7. tydzień
  1. pl
  2. en

 


 

 

 

 

 

 

 

 

     

  Wpisz e-mail: 
  Treść wiadomości:
Wyślij
Wyślij
Twój mail został wysłany - dziękujemy :)
Proszę wypełnić wszystkie wymagane pola

Karolina Czempas

Domowa hodowla jamników długowłosych standardowych

 

Tel. 796-055-618

mail: hodowla.vitared@gmail.com